piątek, 22 lutego 2013
Prolog
„Gdy śmierć jest największym niebezpieczeństwem, pokłada się nadzieję w życiu; ale gdy się zna jeszcze straszniejsze niebezpieczeństwo, pokłada się nadzieję w śmierci.”
~Soren Kierkegaard
Śmierć jest jak dożywotnia kara życia - nieunikniona. Jednak to właśnie jej świadomość pobudza do cieszenia się każdą z chwil.
Śmierć jest zagadką życia. Napawa fascynacją; intryguje; wzbudza strach. Jest jedną z tych rzeczy, których człowiek nie jest w stanie dokońca pojąć rozumem.
Remus dobrze o tym wiedział. Westchnął ociężale, podnosząc wzrok i wyglądając za okno. Zakazany Las wyglądał niesamowicie o zmierzchu. Wysokie, szpiczaste drzewa rosły na tle nieba, na którym słońce pozostawiło delikatną, pomarańczową smugę. Spokój ziejący od tego miejsca był tak dziwny. Zawsze powtarzano, że to niebezpieczny gąszcz pełen zagrożeń i nieprzyjemnych niespodzianek, jednak żadna z tych rzeczy nie pasowała do widoku, który podziwiał w tamtej chwili.
Uchylił delikatnie okno, wpuszczając troche powietrza do pomieszczenia.
Drzwi od dormitorium otworzyły się z hukiem. W progu stanął zdyszany trzecioklasista o bujnych, czarnych włosach i wydatnych kościach policzkowych. Wziął wdech na opanowanie emocji i zmęczenia, po czym przeciął pokój. Powoli, i bez namysłu, podeszdł do parapetu.
Zawahał się nim położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Remusie...
Cisza na moment zawisła w powietrzu, czas zwolnił, a ciepłe, majowe powietrze nieprzyjemnie wadziło im w płucach przy każdym oddechu.
- Nie mogłem nigdzie znaleźć Lily Evans, James nadal jest w tej śpiączce po ostatnim meczu, a Peter musi pomagać Filchowi... szukałem nawet tego twojego Ślizgona, ale nigdzie go nie znalazłem... - wyznał jednym tchem, patrząc w podłogę.
Nie słysząc odpowiedzi, przełknął ślinę i zerknął na niego z ukosa. Siedział sztywno, napięte mięśnie były widoczne dzięki przylegającej koszuli. Wzrok wbity miał przed siebie, a jego miodowe oczy wypełnione były lękiem. Nie dawał po sobie tego poznać: spokojny oddech, poważna twarz; jednak nie mógł zmylić przyjaciela.
Remus wypuścił głośno powietrze i oparł głowę o marmurową ścianę. Przymknął na chwilę powieki, a pod ich wierzchem zaczęły tworzyć się obrazy; niewinne wspomnienia.
Powrócił do pamiętnego wieczora sprzed kilku miesięcy. Znów stał i tępo gapił się na drzwi frontowe bliźniaczego szeregowca.
Nie znał innego domu. To właśnie tu przynieśli go jego rodzice, gdy się urodził. Tu właśnie dorastał: latem bawił się na ulicy przed domem, zimą wdawał się w śnieżne bitwy. Tutaj odprawiano stypę po śmierci jego babci. Do tego domu przyprowadził swoich najprawdziwszych przyjaciół dawno temu.
Nie chciał wyobrażać sobie dnia, gdy drzwi tego domu będą dla niego zamknięte. Przedostatnim razem kiedy widział matkę, całowała go w czoło na dobranoc, mówiąc troskliwie, że go kocha. Ostatnim jednak zatrzaskiwała mu drzwi przed nosem, z oczami pełnymi strachu i błagała, by odszedł.
- Nie jesteś moim synem! - krzyczała wtedy zza drzwi, łamiącym się głosem. Choć nie widział wyrazu jej twarzy, był pewien, że chwilę później popadła w dziki szloch.
Kiedy teraz stał w chłodnym jesiennym powietrzu, gapiąc się na szeregowiec, zrozumiał, że jego najskrytszy koszmar właśnie się ziścił.
Remus wszedł na drewniany ganek i przypatrywał się chwilę drzwiom, a następnie odruchowo dotknął miedzianej kołatki, w kształcie ptaka. Od razu jednak zabrał rękę i kopnął rozwścieczony w drzwi.
- Mamo! - krzyknął. - Mamo, to ja! Remus!
Żadnej odpowiedzi, tylko echo jego głosu w głębi domu i szczęk zamków. Wydawało mu się, że słyszy ciche kroki matki i jej spazmatyczny oddech, ale nie odezwała się słowem.
- Mamo! - Głos mu się łamał. - To śmieszne! Wpuść mnie!
Drzwi zadrżały, jakby matka w nie uderzyła.
- Odejdź! - Jej głos był ochrypły z przerażenia, prawie nie do rozpoznania. - Bestia! Morderca!
Remus wziął wdech na opanowanie emocji. Poczuł skurcz w brzuchu i delikatny zawrót głowy od tej wymiany słów.
- Nikogo nie zabiłem! Może i jestem wilkołakiem, ale nie mordercą! - wrzasnął rozwścieczony. Po raz pierwszy sam siebie tak nazwał. Wilkołak. Wcześniej to słowo nie przechodziło mu przez gardło.
- Zabiłeś moje dziecko! Mojego ukochanego Remusa... - wyrzuciła z siebie kobieta. - Zabiłeś i podstawiłeś bestię na jego miejsce! - dodała niewyraźnie, a Remus przymykając powieki wyobraził sobie, że kobieta próbuje stłumić szloch.
- Ja jestem twoim synem...
- Może i masz jego twarz i mówisz jego głosem, ale nim nie jesteś. Nie jesteś moim synem! - Jej głos wzniósł się prawie do krzyku. - Wynoś się z mojego domu, z mojego życia!
Wynoś się zanim cię zabiję, bestio!
Chłopak przyłożył dłonie do mokrej twarzy, próbując pohamować wylewanie łez.
Po drugiej stronie drzwi zapanowała długa cisza. Przez szum krwi w uszach, blondyn już nie słyszał oddechu matki, ani jej szlochu. Nagle rozległo się znajome skrzypnięcie kuchennych drzwi i trzeszczenie podłogi. Odgłos wysuwanej szuflady. Remus wyobraził sobie nagle, że jego matka chwyta nóż.
Zanim cię zabiję, bestio.
Teraz nastąpiła cicha wymiana zdań: męski głos zmieszał się z przerażonym szlochem matki. Rozmowa ucichła, a blondynowi wydawało się, że słyszy ciężkie, pewne kroki pod uginającą się drewnianą podłogą.
Szczęk zamków.
Wtedy go ujrzał. Nie zmienił się. Był wysoki i głową sięgał niemal do sufitu, a jego męski tors i pewna siebie postawa sprawiały, że wyglądał groźnie. Krótko obstrzyżone włosy pokryte były siwizną, a dookoła miodowych oczu pojawiały się zmarszczki, gdy się uśmiechał.
Tak jak teraz.
- Remusie. - Mężczyzna rozłożył ręce.
Chłopak wpadł w objęcia ojca i zapragnął, by matka również tak podchodziła do całej tej sytuacji. Zatęsknił za jej uśmiechem i za zapachem słońca, który towarzyszył jej przy każdym kroku.
Ojciec zatrzasnął za sobą drzwi i usiadł na schodach ganku. Remus zawahał się, nim poszedł w jego ślady.
- Remusie - zaczął niespokojnie. - Matce przejdzie. Daj jej trochę czasu...
- Myślę, że nawet czas tego nie naprawi - westchnął bez przekonania Remus.
- Daj jej czasu - powtórzył. - Musi to sobie jakoś poukładać, zrozumieć. Z biegiem czasu dojdzie do tego, że to, co cię spotkało to nie twoja wina. Nie dziwię się, że cała nienawiść powinna zostać przelana na osobę, która jest za to odpowiedzialna, ale zamiast niej ona wini ofiarę, czyli ciebie...
Blondyn zamrugał rozkojarzony.
- A czyja to niby wina, jak nie moja?! To ja zamieniłem się w bestię, nikt inny, tato! Nie jestem taki, jak inni!
- Mój drogi... - Położył dłoń na ramieniu syna i uśmiechnął się delikatnie. - Nigdy nie byłeś taki sam jak inni. Nigdy. Po za tym nie jesteś żadną bestią...
- Przecież ją słyszałeś! - krzyknął chłopak, odsuwając się od ojca,tak, że mężczyzna zdjął dłoń z ramienia syna. - Ma mnie za mordercę, za bestię, za potwora...!
- Bo zapomina, czemu to się stało! - wyjaśnił ojciec. Odwrócił wzrok od syna i wbił go gdzieś przed siebie.
- Ja sam tego nie wiem...
Zmęczone oczy mężczyzny błądziły po kamienicach, po drugiej stronie ulicy. Jego gardło ścisnęło się. Chciał powiedzieć tysiąc rzeczy, ale nigdy nie radził sobie dobrze ze słowami, tak jak jego żona. Zamiast tego spuścił wzrok.
- To moja wina - powiedział tylko.
- Co to znaczy? - Remus wpatrywał się uważnie w ojca. - Co masz na myśli?
- Fenrir Greyback. Wilkołak. - Na to słowo chłopak zadrżał. - Miałem z nim na pieńku, o taaak. Wiedziałem, że będzie próbował mnie skrzywdzić, ale nie sądziłem, że tak skutecznie. Spieraliśmy się od dłuższego czasu i przypominało to codzienną rutynę. Ja jemu, on mi; znów ja jemu, a on mi... To jednak nie wyglądało tak niewinnie, jak brzmi. I stało się. Spróbował sprawić, bym stracił coś, co kochałem... co kocham najbardziej na świecie...
- Czyli? Co takiego?
- Ciebie, Remusie. - szepnął, po czym spojrzał na chłopaka, który zesztywniał. Wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. - Nie urodziłeś się taki... mogłeś się domyślić...
- Czemu mnie? - wykrztusił, ignorując późniejsze słowa ojca. W jego uszach wciąż brzęczała odpowiedź.
Co kocham najbardziej na świecie. Ciebie.
- Greyback pewnie przypuszczał, że zachowam się jak twoja matka. Lub odwrócę się od ciebie. Popadnę w depresję, że mój jedyny syn stał się...
- Bestią? - wtrącił Remus.
- Nie, wilkołakiem.
- Ale tak się nie stało... czemu? - Blondyn wydawał się zdziwiony. Nie pojmował tego, choć tak bardzo tego chciał.
- Bo miłość do ciebie dała mi siłę, by szukać lekarstwa i trwać przy tobie... - Przysunął się do syna i objął ramieniem, przytulając. - Nie opuszczę cię. Matka również, tylko daj jej czas, o tyle cię proszę. A teraz chodź - mówił dalej, wstając. - Porozmawiajmy z mamą.
Uśmiechnął się sprawiając, że wokół jego oczu powstała sieć zmarszczek.
Remus otworzył oczy, a obraz zniknął. Zatrzepotał powiekami i po raz kolejny uświadomił sobie, że już nigdy nie ujrzy ojca. - Nie szkodzi, Syriuszu. To nic takiego...
- Nic takiego? Stary! Przecież już nic nie będzie takie samo. Nie dla ciebie. - Zrobił pauzę. - I doskonale o tym wiesz, więc przestań udawać. Nie zniosę dłużej tego twojego spokoju! Wiem, że trudno ci się z tym pogodzić; czuję to, co ty stary. - Klepnął go po ramieniu. - Gdy uciekłem z domu straciłem rodzinę. Moi rodzice odeszli, niby metaforycznie, ale tu - mówił dalej, i przyłożył wolną dłoń do klatki piersiowej, w miejscu gdzie pod warstwą skóry biło jego serce - w głębi serca poczułem, że ich straciłem. Na zawsze.
Po raz pierwszy Remus obdarował przyjaciela spojrzeniem. Jego oczy zabłyszczały.
- To nie to samo, Syriuszu - rzekł. - Ból podobny, ale to nie to samo... - dodał w zamyśleniu.
- Niby tak, ale... To jest przecież... bo... - Syriusz bacznie obserwował przyjaciela, który z każdym bełkotliwym słowem, które słyszał, tracił iskrę w oku. - Śmierć - powiedział nagle. - To jej się obawiasz. TO stało się i nic tego nie zmieni. Żadna magia. Jedyne, co musisz zróbić to dopuścić do siebie tą myśl, a nie się okłamywać...
- Nie okłamuję się! - Remus zeskoczył z parapetu i przeciął pokój ku drzwiom. Łapiąc za klamkę, przystanął słysząc rozbawione prychnięcie przyjaciela. Odwrócił się zirytowany.
- To może nie uciekaj od problemu tylko mnie wysłuchaj, hm? - zakpił Black, po czym kąśliwie dodał: - Mała ciekawostka, Lupin.
Syriusz powoli zaczął kroczyć ku Remusowi.
- Podobno jest tak, że patrząc na ciemność, lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej*...
- To nie ma wcale sensu!
- Owszem, ma. Nie potrafisz pojąć śmierci rozumem i to właśnie tak bardzo cię frustruje! Twój ojciec nie żyje! Jest martwy, zrozum to!
Jest martwy. Po raz pierwszy ktoś wypowiedział te słowa na głos. Remusa przeszedł dreszcz.
- Skłamałbym gdyby powiedział, że nigdy nie rozmyślałem nad śmiercią. Ale nie możesz mi w tym pomóc! - Jego ton podniósł się o oktawę. Odwrócił się, stawając tyłem do przyjaciela. - Sam muszę to udźwignąć, tylko ja mogę sobie pomóc... próbując to zrozumieć. A teraz wybacz, Syriuszu, idę się przejść...
___________________________
* "Patrząc w ciemność lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej." - J.K. Rowling.
Tak więc prolog.
Szczerze mówiąc nie wiem sama, co o tym myśleć. Zabawnie znów pisać na blogu, miłe uczucie. Postanowiłam wskrzesić to, co kiedyś zaczęłam... w nowej, nieco innej (nie wiem czy lepszej) wersji. Prolog może być nie jasny, ale potrzebowałam go do zakończenia, oraz do tytułu bloga. "Powiedziane szeptem", ooo taaak. Będzie można domyślić się z czym ten tytuł jest związany, ale potrzeba czasu.
Tym razem wszystko przemyślałam, ułożyłam sobie w głowie i sądzę, że będę zadowolona z tej historii. To pewnie oczywiste, że po drodze do epilogu kilka koncepcji się zmieni, ale mam zarys, którego będę się trzymać.
Ah, no tak! Dodam jeszcze, że nie trzymam się kanonu. W żadnym wypadku... próbuję stworzyć coś własnego, więc wykorzystuję elementy świata Rowling, tak jak i własne pomysły.
No i nie dajcie się zmylić. Blog nie będzie o Remusie. Prolog jest taki, a nie inny, bo potrzebuję go do epilogu, jak już wspomniałam. Okaże się pod koniec tej historii, zapewniam, że wtedy mnie zrozumiecie.
Notki postaram dodawać się co tydzień, lub co dwa.
No i na koniec: dziękuję bardzo Izie (za śliczny szablon oraz za to, że reaktywacja tej historii weszła w życie). Poniekąd to dzięki Tobie. Trochę to trwało, ale proszę. Udało się!
Mam nadzieję, że zdobędę jakiś Czytelników, hehe.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie uzywaj mojego prawdziwego imienia, prosze. XD
OdpowiedzUsuńProlog malo "prologowaty", ale przypomnialam sobie moje (anty)dzielo na PwM, wiec sie zamykam.
Syriusz. <3
Jak ja stesknilam sie za Twoim stylem pisania. Kurcze, Tobie to tak gladko i latwo wszystko wychodzi i nic nie jest pisane na sile (dla porownania: rozdzial 4 na HP).
Wspomnienie Remusa pieknie wymyslilas i opisalas. Szkoda mi go. Dowiedzial sie, ze ojciec go bardzo kocha, a potem go stracil.
Tak w ogole to strasznie smutno zaczelas. Nie, to nie jest zle, ze zaczelas od smierci. To bardzo popularny temat. Po prostu mi sie zrobilo smutno, chociaz wiem, ze dzis bedzie baardzo wesolo.
Wracam do prologu. Jestem ciekawa, jaki to ma zwiazek z epilogiem. Pewnie cos w stylu HP. XD Nie wiem co napisac. To, ze on jest swietny, genialny i dobrze napisany, to wiesz. (Syriusz <3).
Jednego czytelnika masz juz na 100%. Wiecej tez sie pewnie znajdzie. Nie musisz sie martwic!
A tak w ogole mam pomysl na inny szablon, ale to pozniej. XD
Przepraszam, ze bez polskich liter, ale pisze z telefonu i tak jest latwiej.
Przepraszam, ze pisze bez ladu i skladu, ale klikam to, co akurat mam na mysli.
Ok, juz sie zamykam i czekam na pierwszy rozdzial.
O rany rany rany <3 Tak długo czekałam na ten moment. I szczerze mówiąc - już straciłam nadzieję, ze kiedykolwiek powrócisz do pisania. A tu taka niespodzianka! Jeny <3 Uwielbiam cię, Cluu :D
OdpowiedzUsuńProlog bardzo tajemniczy, ale takie właśnie są najlepsze :3 Biedny Remus. Tak strasznie jest mi go szkoda. Po części rozumiem jego matkę, która doznała wstrząsu po tym, jak jej jedyny, ukochany syn stał się wilkołakiem. Widać, jak bardzo jest delikatna i wrażliwa. Za to jego ojciec poradził sobie z tym lepiej. :] Ale go stracił :c
Szablon przepiękny, Evanlyn ma talent <3 Cholercia, już nie wiem jak mams ię do niej zwracać, ciągle zmienia nicki xd A po prawdziwym imieniu nie chce xd
Niecierpliwie czekam na rozdział pierwszy *.*
Ściskam <3
Na "Ej, ty!" też się odwracam, więc spróbuj. ;p
UsuńA tak serio to już chyba będę Evanlyn na stałe, chyba że przeczytam kolejną cudowną książkę z ciekawym imieniem. XD
Ha, dziękuję. Też mi się szablon podoba. (Aczkolwiek połączenie dwóch zdjęć wcale nie jest skomplikowane...).
Lilluś, wyjaśnij mi, dlaczego "Powiedziane Szeptem" traktuję jak swoje (anty)dzieło? XD
Nie rozumiem pytania xd
UsuńNo, wyjaśnij mi dlaczego "Powiedziane szeptem" traktuję jak swój blog? XD
UsuńSama nie wiem hahaha :>
Usuń